W związku z koronaświrusem czy też innym koronawirusem zmienia się nasze codzienne życie (np. dziś rano dusiłem się w maseczce w tramwaju), zmienia się futbol, więc zmienia się też FPL. Jak będzie wyglądać nowa rzeczywistość w Fantasy Premier League?
The walking dead
To pewniak, że kont zombie będzie bardzo wiele. Ci, którzy I tak nie mieli już o co walczyć, pewnie w dużej mierze odpuszczą sobie gw30+ oraz całą resztę plusów (nawet tych 500plusów) i nawet palcem nie tkną darmowych transferów. Bo po co, skoro i tak już o nic nie walczyli, a teraz zajawka spadła dodatkowo? Wydaje się, że takie rozkminy mogą spotkać wiele osób spoza top miliona (może w końcu do niego awansuję?), szczególnie gdy okazało się, że przez te trzy miesiące za FPL w ogóle się nie tęskniło i to całe Fantasy Premier League to tylko jakaś gówniana ideologia.
Kolejna kwestia to gracze, którzy są nawet na dobrych pozycjach (powiedzmy, że top milion), ale i tak nie mają ochoty grać. Bo te trzy miesiące bez kombinowania i free transferów były jak zbawienie. Bo mają wakacje, urlopy i inne plany niż maniaczenie Premier League. Bo Fantasy Premier League to wciągające i męczące psychicznie gówno. Choć to pewnie zdecydowanie mniejsza grupa, to i tak zombiaków z miejsc 500k atakujących nas kontuzjowanym Ricardo Pereirą nie zabraknie.
Zmiany, zmiany, zmiany
Więcej zmian to dla menadżerów FPL nie jest dobra wiadomość. Więcej zmian to mniej minut naszych ulubieńców. Więcej zmian to jeszcze bardziej rozpędzone koło rotacji szalonego Pepa. Szczególnie, że przykład Bundesligi pokazuje, iż zespoły chętnie korzystają z nowych możliwości – w ostatniej rundzie spotkań aż 11 ekip wykorzystało komplet zmian, a 8 wykorzystało cztery zmiany. Kłopoty, kłopoty Najmana.
The missing
W obecnych czasach obawiam się, że będziemy dostawać tylko cząstkowe informacje o zdrowiu piłkarzy i bardziej niż o tradycyjne kontuzje będziemy drżeć o ewentualne zachorowania czy kwarantanny. Nigdy nie wiadomo, gdzie czai się sztruks, tzn. koronawirus. Nigdy nie wiadomo, czy na 15 minut przed meczem Sergio Aguero nie zacznie kaszleć i czy nie usiądzie przez to na trybunach czy też przypadkiem nie odwołają całego spotkania. Nigdy nie wiemy, czy nie skończy się tym, że zarażony piłkarz Norwich (tak, jeden z piłkarzy podczas sparingu ze Spurs był chory) to cała drużyna Tottenhamu na kwarantannie. Nic nie wiemy i tutaj przykłady z Bundesligi nie są podpowiedzią, bo podobnych sytuacji (do tej pory) na szczęście nie mieliśmy. Albo nic o nich nie wiemy.
Wiemy, że nic nie wiemy
Wiedzieliśmy, jaką formę piłkarze mieli w lutym. Wiedzieliśmy, jak dobrze grał Trent, jak wszystko siedziało Raulowi Jimenezowi czy też jak wdarł się do ligi Bruno Fernandes. Teraz nie wiemy nic. Jest gorzej niż przed preaseasonem, bo nawet sparingów było mniej i ciężko powiedzieć, żeby były jakimkolwiek miernikiem formy zawodników. Dlatego wybieranie zespołów, które będą dobrze prezentować się w plusowych kolejkach, będzie piekielnie trudne. Szczególnie przy takim natężeniu meczów, gdy np. Liverpool w sobotę i w środę może wystawić dwie różne jedenastki, bo przecież mistrzostwo już o krok, a zdrowia szkoda. Zapowiada się strzelanie niczym w statkach. Oby celnie.
A z drugiej strony mamy większe bogactwo wyboru. Wyleczyli się ci, którzy wyleczyć się mieli, dlatego Marcus Rashford czy Harry Kane znowu będą opcjami. Pogba, Sane? Przecież my prawie zapomnieliśmy jak ci goście wyglądają, a nagle będziemy oglądać ich z poziomu telewizorów. Piłkarzy premium będzie tyle, że te wszystkie fplowe jedenastki może w końcu będą się choć trochę różnić? Można będzie grać nieszablonowo i fajnie, dlatego różnice punktowe mogą być spore, a fani szalonych transferów pewnie znajdą coś dla siebie. Na pewno znajdą też dla siebie coś na blogu (nie, Justin z Leicester nie jest szalonym wyborem).
Mniejszy wpływ własnego stadionu
Stadion bez kibiców to nie jest jednak takie wsparcie jak stadion z kibicami. Nawet gdy angielscy fani to częściej teatr niż gorączkowy doping, to wciąż przyjemniej usłyszeć „good job”, a przeciwnikowi trudniej „you cunt”, niż nie usłyszeć nic. Dlatego wpływ własnego stadionu na wyniki może być znikomy. Ale niewykluczone, że może to być tylko moja opinia, a skończy się na tym, że bez obciążenia psychicznego gospodarzom będzie się grało jeszcze lepiej. O wpływie kwarantanny na bramki pisał już Michał. Na pewno wiemy, że życie zazwyczaj jest zupełnie inne niż oczekiwania co do niego.
Na pewno inaczej będzie się też te mecze oglądać. Jestem jednym z tej grupy, która robiła podejście do kwarantannowej Bundesligi i wymiękłem po dwóch meczach. Strasznie ciężko ogląda się puste trybuny i tak jak dla mnie tradycją było obejrzenie 4-5 meczów w weekend, tak teraz już sam sobie (i swojej dziewczynie w sumie też) obiecałem, że będą oglądał maksymalnie jeden mecz dziennie. Dla mnie puste trybuny to jednak futbol tylko na 50% i trochę atmosfera okręgówki czy wakacyjnego sparingu, a nie poważnego grania o mistrzostwo Anglii. Ale nie martwcie się – są też inne głosy, że brak kibiców w ogóle nie przeszkadza, a dodatkowe efekty trybun robią swoje. Sami zadecydujecie, do której grupy Wam bliżej.
Pewne jest jedno – kurde, no tęsknicie za tym FPL, skoro to czytacie.
ps. precz z koronawirusem.
A jak chcecie przeczytać co zrobić z chipami po restarcie, to zapraszamy tutaj.