Nie wiem, czy bardziej na boisku cierpiał Werner, na którego póki co Lampard chyba nie ma pomysłu, czy menadżerowie, którzy mają go w składzie. Nie wiem, czy mogło być coś zabawniejszego niż dwucyfrówki Wilsona i ASMa. I nie wiem, czy cokolwiek w tej grze jest nas jeszcze w stanie zaskoczyć, po dwóch blankach z rzędu De Bruyne?
Cierpienia młodego Wernera
Sorry, ale tym tytułem chciałem się choć przez chwilę poczuć jak Przemo Rudzki. A teraz wracam do konkretów.
Niemiec cały czas wygląda jak gość z potencjałem. Z dobrze ułożoną stopą, świetnym przyspieszeniem, ruchliwością. Tylko co z tego, skoro na tym lewym skrzydle się gubi, a jak schodzi szukać gry, to jest akurat nie tam, gdzie dzieją się groźne rzeczy. 4 gole, żadnego udziału Niemca, a Jorginho nawet nie chciał podzielić się jednym z dwóch karnych (Tammy Abraham do teraz wyciera łezki). W rezultacie gość za 9,4 dał nam trzeciego blanka z rzędu, 1 strzał, 0 kluczowych podań, a ustawiony był tak:
Czy będzie to wyglądało lepiej, gdy wrócą Ziyech i Pulisic (dostał kilka minut wczoraj)? Pewnie tak, ale czy mamy czas na uciekające punkty? Lepiej spisuje się Havertz (wywalczył karnego, 3 attempted assists), a bombowo wprowadził się Chilwell – gol, asysta, stałe fragmenty gry i niesamowite 18 punktów w FPL. Boczny obrońca CFC wygląda jak Real Deal.
Crystal Palace? Ok. Nie.
Mecz kolejki
Spotkanie Leeds z Manchesterem City oglądało się świetnie. Akcja co chwila przenosiła się od jednej do drugiej bramki, mnóstwo efektownych zagrań, wiele taktycznych niuansów i dwóch genialnych menadżerów za linią. Tak, było świetnie. Ale czy obrodziło w punkty? Otóż nie.
Wczoraj KDB wyglądał na sfrustrowanego rudzielca, a nie najlepszego pomocnika ligi – choć zaliczył kilka fajnych przechwytów w trzeciej tercji, to w decydujących momentach podejmował złe decyzje. 5 strzałów (w tym 1 w słupek), 5 attempted assists sprawiają, że wciąż głupio go wyrzucić, ale dwa blanki z rzędu bolą. Bolą jak jasna cholera. Blankował też Mahrez (2 strzały), obrona City (Mendy jest najgorszym lewym obrońcą ligi) i tylko Sterling dał punkty – gol, 5 strzałów i 5 attempted assists. Jednak City, bez Aguero/Jesusa, traci mnóstwo – Mahrez na fałszywej „9” po prostu biegał, Ferran to jeszcze nie ten poziom, a o grze bocznych obrońców nie chcę po raz kolejny wspominać. Bo szkoda strzępić ryja.
Leeds za to dalej zaskakuje – nie tylko postawili City opór, ale mieli więcej posiadania piłki i prowadzili grę (52%). Bamford 4 strzały i żółta kartka, Rodrigo gol, 3 uderzenia i dwa kluczowe podania. To było po prostu fajne, a pressing i wychodzenie spod pressingu przeciwnika to klasa europejska. Dopiero ostatnie 10 minut to oddychanie rękawami i proszenie o gwizdek, ale w żaden sposób nie wpływa to na ogólne odczucia – Klich i koledzy to super ekipa do oglądania.
Stronger than ever
Chyba nie pamiętamy tak silnego Evertonu, co? Niektórzy zapowiadali, że The Toffees będą cierpieć bez Allana, a wypadł jeszcze Fawelarz (solidny 1 punkcik) i Coleman (Kenny też coś leczy). Tymczasem nic z tych rzeczy. W pierwszej połowie dali popis gry z piłką. W drugiej gry z kontry. Dwie twarze Evertonu. DCL (3 strzały, gol) nie biega jak Werner po całym boisku, tylko jest tam, gdzie powinien być. Fawelarza też bym nie sprzedawał, Ancelotti twierdzi, że to ten sam uraz, ale będzie więcej czasu na zaleczenie – God bless przerwy na kadry. Hames? Pan piłkarz, asysta (2 key passy), dwa gole i stałe fragmenty. Jedyny słaby punkt to Pickford (Mina był wczoraj lepszym bramkarzem i często wybijał oraz blokował piłkę), ale to wszyscy wiedzą. No i blanki Digne (tym razem tylko 1 kluczowe zagranie).
Brighton ożyło dopiero w drugiej połowie i pokazało, że jest jakościową drużyną od pomocy w górę. Nadziali się na dwie kontry, Trossard biegał z grymasem (a jednego gola zawalił), ale Maupay dowiózł swoje punkty (a był blisko też drugiego gola). Lamptey złapał uraz i musiał zejść w przerwie. To fajna ekipa, która przyniesie ofensywne punkty, ale stawianie na Ryana na dzień 4.10 nie wydaje się najlepszym wyborem.
Punkty, których miało nie być
To miał być akapit, którego miałem nie napisać. Miałem zażartować, że hehe, who cares about Newcastle and Burnley? A tu zonk, bo Wilson i ASM z potężnymi punktami i w sobotę wieczór humor autora popsuty.
Wszyscy pamiętamy start sezonu, gdy wszyscy mieliśmy albo Cilsona albo Saint-Maximine’a, nie? Potem wszyscy widzieliśmy, jak Sroki cierpią z piłką i jak Wilson ma 0,0 xG. Tymczasem wczoraj Anglik 16 punktów, 2 gole, asysta – 3 strzały, 2 key passy i pan piłkarz jak za najlepszych czasów w Bournemouth. ASM? Bestia na skrzydle, drybling na poziomie Adamy Traore, 3 kluczowe podania, gol i asysta. Biegał jak spuszczony ze smyczy. I szkoda tylko, że było polowanie na jego nogi, bo Francuz znowu nie dał rady dograć 90 minut. Czy to jednak zapowiedź nowego trendu i Newcastle będzie potężne? Nie, to raczej cośw stylu „jedna sroka wiosny nie czyni” i lada moment ekipa Bruce’a wróci do męczenia buły (a przypominam, że i wczoraj tylko 10 strzałów).
Za to o Burnley naprawdę nie będę pisał, bo nie ma sensu. Dopóki się nie ogarną defensywnie, to po prostu zapominamy o istnieniu The Clarets. A w takiej formie, to niedługo zapomni o nich też Premier League.
Sprawdźcie, jak ośmieszyliśmy się z wyborem kapitana i jak ośmieszyliśmy się z szalonymi transferami.