Triple captain – czy warto odpalić go w GW24?

0

Triple or not to triple? Podobno to takie pytanie zadawałby sobie Hamlet, gdyby żył we współczesnej Anglii, a nie w Danii czasów Szekspira. Zamiast tego pomyleńca, to pytanie zadajemy sobie my. No to jak w końcu – triple na Liverpool czy czekamy dalej?

Na początek ważna uwaga – chipów nie można łączyć. Albo wildcard albo triple captain – nigdy oba. Dlatego jeśli już odpaliliście dziką kartę na GW24 lub innego free hita, to o potrójnej opasce możecie zapomnieć.

Na początek wyjaśnijmy, dlaczego w ogóle rozważamy triple captain akurat w tej kolejce. W Premier League zdarzają się takie cuda jak double gameweek – wówczas dana drużyna ma dwa mecze wliczane do jednej rundy spotkań Fantasy Premier League. Tak będzie też w tym przypadku, gdy Liverpool z West Hamem będą nadrabiać swój mecz z grudnia (The Reds byli wtedy minimalnie zajęci wygrywaniem mistrzostwa świata), a przy okazji rozgrywać też pierwotnie zaplanowane mecze odpowiednio z Wolves i Leicester.

Dlaczego odpalić triple captaina?

Przez ostatnie dwa sezony marzyłem i ja i mi podobni, by Liverpool miał podwójną kolejkę, ale ani razu się nie udało. Teraz wreszcie i Momo i Mane mają okazję zagrać dwa mecze, a ja w żadnym wypadku nie zamierzam tego zepsuć. Czy Wy zamierzacie ominąć ten moment?

Liverpool to banda piłkarzy premium i to piłkarzy w formie. Wśród 6 najlepiej punktujących w FPL zawodników, aż trzech gra na co dzień w czerwony koszulkach. Najlepszy piłkarz Afryki, najlepszy strzelec dwóch ostatnich sezonów i jeden z dwóch najlepszych asystentów ligi. Do tego świetna obrona, co także wpływa na punkty (+4 lub +1, w zależności od pozycji) – czego chcieć więcej?

Czy jest na co czekać? Wiem, że boicie się odpalić triple captain, ja też. To jest ten legendarny symbol „wyjścia z więzienia”, który nawet takim leszczom z 1 mln ovrl jak ja może uratować sezon. Szczerze powiedziawszy średnio widzę jednak lepszą okazję niż DGW Liverpoolu. Więc czekać można z wildcard, z free hitem, bench boostem, ale po co z kapitnaem?

Triple na Liverpool może być różnicą – wielu menadżerów, nauczonych doświadczeniem (lub też nienauczonych, przecież wszyscy razem cierpieliśmy rok temu ze Sterlingiem czy innym Hazardem) czeka z chipami do ostatniej chwili. Czas pokaże, kogo los nagrodzi za odwagę, a kogo za cierpliwośc.

Bo wcale nie widać innych opcji. Piłkarzami na poziomie Mane i Salaha są KDB, Aguero, Vardy, może Aubameyang. Też czujecie ten stres, gdy Łysy z Katalonii odpala maszynę losująca w DGW, gdy City ma trzy dni odpoczynku między meczami? Czy pamiętacie, że Vardy ma swoje lata i mecze co trzy dni niekoniecznie mu służą? Czy bylibyście w stanie zaufać Arsenalowi i w szeregach Kanonierów szukać potrójnej opaski? No właśnie.

Choć DGW jeszcze prawdopodobnie będą, to wcale niewykluczone, że to nie będą dla topowych drużyn łatwe mecze. Tak naprawdę mamy sporo szczęścia, że The Reds w DGW grają z Wolves i West Hamem, a nie Tottenhamem i United. Doceniajmy klasę Wilków (2 gole stracone z Soton) czy Młotów (yyy, jednak nie), ale nie dajmy się zwariować – Liverpool od obu ekip jest zdecydowanie lepszym zespołem.

6 dni różnicy między meczami. Jezu, aż 6 dni. Taki luksus w przypadku double gameweek naprawdę rzadko się zdarza (w ogóle?). Tak, po drodze The Reds mają spotkanie w FA Cup, ale chyba nikt nie wierzy, że Klopp na Shrewsbury wyjedzie galowym składem. Mało tego, od meczu z Manchesterem United Liverpool także ma cztery dni odpoczynku. Dlatego taki układ jest luksusem, o którym do tej pory mogliśmy marzyć, ale na który nie zasługiwaliśmy.

Dlaczego nie odpalać triple captaina?

Bo zawsze można poczekać. W zasadzie – czemu nie? DGW na pewno jeszcze będą z dwóch powodów – dalsze rundy FA Cup (wtedy też potężny blank gameweek i szansa na użycie free hita) i finał Carabao Cup. Mało tego, wszystko wskazuje na to, że w tym finale zameldują się Manchester City i Leicester. Kun Aguero, Kevin De Bruyne lub Jamie Vardy z potrójną opaską – tak, to brzmi godnie i bez wątpienia jest to warte rozważenia.

Bo ofensywa Liverpoolu ostatnio wcale nie imponuje. Ostatnie cztery mecze The Reds to bardzo mocny minimalizm – tylko 6 strzelonych bramek. 2 z nich zdobył Mane, 2 z nich zdobył Salah. Dlatego pojawia się pytanie – czy gdyby ten wynik się powtórzył i np. Faraon zwrócił się dwoma golami w dwóch meczach, to czy byłby to dobry triple captain? Ekipa Kloppa, poza spotkaniami z Leicester i Evertonem, nie imponuje już taką skutecznością i chęcią dobicia rywala za wszelką cenę, a raczej oszczędną grą na wynik oraz kolejne trzy oczka.

Bo rywale wcale nie są tak łatwi, jakbyśmy sobie tego życzyli. Okej, nie jest to dwa razy wielka szóstka, ale Wolves (kandydat do top6) i West Ham (na pewno nie kandydat do top6) u siebie są bardzo groźnymi drużynami.

Z drugiej strony – nie są to też na tyle wymagający rywale, przede wszystkim West Ham, by Klopp musiał w obu meczach wystawić swoje najmocniejsze armaty. Szczególnie, że mecz z Młotami odbędzie się na trzy dni przed starciem z Southampton, który jest w znacznie lepszej formie niż ekipa Moyesa.

Kogo wybrać na triple captain, jeśli już się zdecydujemy?

Dla mnie poważnych kandydatów jest czterech. I z całym szacunkiem, ale nie wierzę w kolejnego gola van Dijka (chociaż chciałbym tutaj przyperchalić, bo mam go w składzie) czy nagłe partidazo ze strony Joe Gomeza. Tylko pewne wybory i jeden z pogranicza bardzo dużego ryzyka.

Sadio Mane – ostatnio dwa blanki – wcześniej taka „seria” zdarzyła mu się w kolejkach 6-7. Był to pierwszy i jedyny raz w tym sezonie. Logika wskazuje więc, że Senegalczyk w najbliższych dwóch meczach dorzuci coś od siebie – na ten moment najlepszy piłkarz Afryki ma na swoim koncie sześć dwucyfrowych wyników, a dwa z nich osiągnął na wyjeździe. Ostatnie 5 meczów to 15 strzałów i 7 attempted assists. Właśnie przedstawiłem Wam kapitana ekipy FC Kasztany, pokłońcie się przed najlepszym piłkarzem GW24…

Gdybym jednak miał Salaha, to opaska prawdopodobnie wylądowałaby na jego ramieniu. Choć w tym sezonie zdarzały mu się nawet serie trzech meczów z rzędu bez punktów, to wciąż pamiętamy kapitalny sezon Egipcjanina 2017/2018 i żyjemy w strachu, gdy tylko ma piłkę. Oglądanie meczów zza kanapy to klasyka dla takich jak ja, którzy od dawna nie mają Momo w FPL drużynie. Bardziej nastawiony na gole niż Senegalczyk i etatowy wykonawca jedenastek, gdy na boisku nie ma Milnera. Ostatnie 5 meczów to 15 stzałów (ale są zgodni) i 13 (!) attempted assists. Na swoim koncie ma pięć dwucyfrówek, z czego tylko jedna w meczu wyjazdowym. Hm, hm…

Numer trzy, czyli Trent Alexander-Arnold. Czy triple captain na obrońcy to nieodpowiedzialna głupota? Tak, ale nie w przypadku gościa, który zalicza 2,8 key passa na mecz, na koncie ma już 9 asyst i bije wszystkie rożne (chyba, że Robertson albo Salah dostaną wylewu) oraz wolne. Trentini jest ofensywną maszyną, która przy okazji łapie punkty za czyste konta. Cztery mecze z dwucyfrówką, dwa na wyjazdach. Ostatnie 5 spotkań, to 6 strzałów i 10 attempted assists. Na pierwszy rzut oka nie wygląda na najpewniejszy wybór, ale na pewno może być różnicą, jeśli nagle zabangla (24 punkty z Leicester, pamiętamy).

Czwarty do brydża to Roberto Firmino. Brazylijczyka ciężko szukać wśród najlepiej punktujących w sezonie (dopiero 10 wśród napastników), ale wszystko wskazuje na to, że wchodzi teraz na swoje najwyższe obroty. Pod kątem liczb rzeczywiście wygląda najgorzej na tle rywali – na razie tylko dwie dwucyfrówki i 7 goli. Ciekawe jest za to to, że wszystkie z nich Bobby strzelił na wyjazdach. Ostatnie 5 spotkań – 18 uderzeń na bramkę (holy shiet) i 9 attempted assists. Może pod tym kątem to wcale nie brzmi tak źle?

Ostateczna decyzja należy oczywiście do Was. Gdybym miał wybierać, to przy Salahu/Mane postawiłbym znaczek równości, z plusem dla Egipcjanina za karne. Szaloną opcją byłby Trent, który po prostu jest super. Opcją bardzo szaloną, poniżej 15% posiadania jest z kolei Firmino, najbardziej nieskuteczny z eksportowego tercetu The Reds. Bez względu na to, co zdecydujecie, życzę wszystkim powodzenia, a przynajmniej wyniku lepszego niż osławiony jeden punkty Leroya Sane. Have fun!