Wpływ rosnącej z każdym rokiem Ligi Angielskiej i pieniędzy, jakimi się tam obraca, widać już w całej Europie. Szalejące ceny na rynku transferowym, przepłacanie młodych „talentów” to te najbardziej widoczne. Zwiększanie nakładów na kadrę sprawia, ze coraz więcej zespołów aspiruje do miana TOP4. Dziś już nie wystarczy być hegemonem marketingowym rozpoznawalnym na całym świecie, ściągać do siebie najlepszych piłkarzy, by mieć zagwarantowane miejsce w czołówce. Dziś o 4 miejsca gwarantujące miejsce w Lidze Mistrzów walczy 7-8 zespołów. Dla wielu walka w lidze jest tylko jedną z dróg na osiągnięcie wymaganego marzenia. Drugą jest tzw. puchar drugiej szansy, jeszcze do niedawna tak przez Anglików bojkotowana – Liga Europy.
To, jak zmieniła się percepcja klubów brytyjskich do tych rozgrywek, najlepiej określają 3 ostatnie edycje. Wcześniejsza tj sezon 2016/2017 dla Man Utd oraz zeszłoroczna, gdzie walka w finale była zarówno dla Chelsea i Arsenalu jedyną pewną drogą o awans. Nie inaczej jest w tym roku, gdzie dla wszystkich przedstawicieli PL jest to dodatkowa szansa na przyszłoroczną jesień w LM.
Manchester United
Przyszłość i cele na końcówkę sezonu w przypadku drużyny z czerwonej części Manchesteru powinny wyjaśnić się w najbliższym miesiącu. W tym czasie podopieczni Solskjeara walczą z trzema zespołami aspirującymi do Europejskich pucharów. Problemem może się okazać fakt, że wszystkie te mecze Czerwone Diabły będą grać na wyjeździe. Czwartym do brydża są domowe derby z City. Punktem wyjścia powinien być brak porażki w tych spotkaniach.
Przychylniejszym okiem Manchester powinien więc spoglądać na Europę, zwłaszcza że przeciwnicy są w jego zasięgu. Niestety, tu pojawia się najistotniejszy problem drużyny Solskjeara – kadra. Przez pierwszą część sezonu gra Czerwonych Diabłów opierała się na trójce zawodników – Rashfordzie, Jamesie oraz Martialu. Pierwszy z nich ostatnie dni spędza w gabinetach lekarskich, drugi wydaję się być przemęczony. Z kolei Francuz podatny jest na kontuzje oraz jego gra bez wsparcia kolegów nie wygląda tak różowo. Sytuację może poprawić sprowadzenie Bruno Fernadesa, jednak „kołdra” jaką dysponuje ekipa z czerwonej części Manchesteru, jest za krótka, by skutecznie walczyć na wszystkich frontach.
Efektem takiego stanu rzeczy będzie konieczność określenia kierunku działania na resztę sezonu. Moim zdaniem drużyna z Manchesteru większą uwagę skupiać będzie na grze w Europie. Ewentualny sukces może stanowić świetny punkt wyjścia na przyszły sezon oraz dać Solskjearowi niezbędny czas na dalszą przebudowę zespołu. W lidze, jak wspominałem wszystko będzie jasne po meczu z Tottenhamem. W przypadku, gdy uda się nie zwiększyć obecnej różnicy do TOP 4 (na ta chwilę jest to 6 punktów), zawodnicy Manchesteru wejdą w naprawdę fajny kalendarz i można o nich będzie mówić w kategorii różnicy. W obecnej sytuacji sugerowałbym trzymać się od tej drużyny z daleka, a nowe nabytki traktować w kategorii ciekawostki.
Arsenal
Z przebiegu obecnego sezonu Kanonierów nie można inaczej określać jako jedno z największych rozczarowań. Czasy, gdy ta drużyna dość ironicznie była nazywana 4rsenal minęły bezpowrotnie. Śmiem twierdzić, ze dziś za taki wynik wielu kibiców oddałoby wiele. Nie mniej ostatnie 3 sezony to miejsce w TOP 6, więc mówimy wciąż o zespole z czołówki.
Marazm w drużynie trwałby pewnie dalej, gdyby nie decyzja z końca grudnia o zmianie na stanowisku menadżera. Efekt nowej miotły zaczyna być widoczny szczególnie w grze defensywnej zespołu. Arteta może pochwalić się w PL 9 meczami (3W:5D:1L) i stosunkiem bramek 12:7. Co warte podkreślenia, w tych spotkaniach udało się zachować 3 czyste konta, a 4 strzelone bramki są wynikiem dwumeczu z Chelsea. Biorąc pod uwagę to, jak elektryczni gracze biegają w obronie Kanonierów, jest to nie wątpliwy sukces. Jednak nie oszukujmy się – poziom jaki prezentują defensorzy Arsenalu sprawia, że pomimo zielonego kalendarzam nikt nie myśli o wrzucaniu ich do swoich składów.
Różnic możemy za to szukać z przodu: Auba to Auba, właściwie to jednoosobowa armia odpowiedzialna prawie za 50% bramek Arsenalu (15G, 3A). Odstrasza niestety to samo co u pozostałych graczy Artety – cena. Właściwie wartość żadnego z zawodników Kanonierów (może poza Gabończykiem), nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości. Laca, Pepe -> za tą cenę znajdziemy w każdej kategorii co najmniej 5 lepszych graczy. Płacimy właściwie tylko za ukryty potencjał, więc są to opcje dla bogatych masochistów.
Percepcja, z jaką patrzymy na graczy Artety, może się jednak zmienić po 3 najbliższych meczach. Po pierwsze LE, na którą Arsenal musi postawić, jeżeli marzy jeszcze o grze w Lidze Mistrzów. Po drugie, mecz z drugim przegranym obecnego sezonu, również będącym na fali Evertonem. Dla obu ekip mecz w kolejce 27 będzie ostatnią szansą na uratowanie sezonu. Zważywszy na to, jak Kanonierzy rozbudzili apetyty demolką Newcastle, Auba zostaje u mnie pomimo blanka.
Wolverhampton
Ostatnie 2 lata są dla kibiców Wilków spełnieniem marzeń. Najpierw awans do elity i wywalczenie europejskich pucharów w debiutanckim sezonie. Teraz gra w fazie pucharowej i walka o powtórzenie osiągnięcia z zeszłego sezonu. Niestety, jak pokazał początek tegorocznych rozgrywek, w tej beczce miodu można znaleźć trochę dziegciu. Po pierwsze, syndrom debiutanta w zmaganiach Europejskich mocno odbijał się na wynikach w lidze. Na szczęście problem udało się szybko rozwiązać i drużyna wróciła już na właściwe tory.
Po drugie, wąska kadra. Gra zespołu opiera się właściwie na duecie Jimenez-Traore. Bez formy są niestety pozostali gracze ofensywni. W przypadku, gdy mniej aktywny (lub nie ma dnia) jest Meksykanin, cierpi gra całego zespołu. Przykładem jest ostatni mecz z LEI, gdzie grę rozruszało dopiero wejście z ławki Traore. Na szczęście dla menadżerów FPL Wilkom poza EPL została tylko LE, którą można traktować jako przysłowiowy „smaczek” – uda się fajnie, ale jak odpadną nikt nie będzie płakał.
Sukcesem w tym roku dla Wolves, będzie powtórka z zeszłego sezonu i awans do europejskich pucharów. Swoją siłę i możliwości moim zdaniem znają również w klubie, dlatego o ligę byłbym spokojny. Jak tylko podstawowi gracze, nie będą kontuzjowani, będą grać w pierwszym składzie. Patrząc na układ tabeli, o końcowy sukces gracze Wolves będą walczyć z rewelacją tego sezonu Sheffield. Ważny w tym kontekście może być mecz w GW34 gdzie oba zespoły zmierzą się w bezpośrednim pojedynku. Do tego czasu trzeba jednak punktować, a nie da się tego osiągnąć bez dobrej gry wspomnianej dwójki. Patrząc na kaliber przeciwników, opcja na ich podwojenie jest jak najbardziej kusząca i godna rozważenia.
Patrząc na zielony kalendarz, dobrą opcją może być także inwestycja w obronę Wilków. Tu jednak byłbym bardziej ostrożny z ocenami, gdyż nie licząc Tottenhamu, najbliżsi przeciwnicy Raula i spółki to drużyny walczące o utrzymanie. W tej fazie sezonu takie zespoły grają o życie, więc o utrzymanie czystych kont może być trudniej niż to wynika z rozpiski FPL-a.