Miałem napisać to wczoraj, ale piszę dziś. Emocje odpadły (trochę), tabele podsumowane, punkty podliczone, brak top5k należycie opłakany przez niżej podpisanego. Można wrócić do normalnego życia, bez Fantasy Premier League i co tygodniowego bólu głowy z wyborem kapitana. Moja dziewczyna się cieszy. Ja wczoraj też się cieszyłem. Dziś już nie za bardzo.
Najlepszy sezon w historii FC Kasztanów
Ten sezon był trudny. Cholernie trudny i pisali o tym bardziej doświadczeni gracze niż ja. Przy tym, co działo się w końcówce sezonu, to dwanaście prac Herkulesa brzmi jak jakaś rozgrzewka. Rozbici rotacjami, kołem losującym Łysego, kontuzjami Kejna, upośledzeniem Conte, demencją Wengera. Otumanieni brakiem regularnie punktujących niszowych opcji, potencjalnymi hat-trickami Harolda i kłamstwami Mourinho. W trakcie każdego GW pojawiała się w głowie ta myśl „po cholerę mi to wszystko” i „czemu ja to sobie robię”, a w niedzielę wieczorem już planowaliśmy kolejne transfery i szukaliśmy pomysłów, jak podbić świat. Więcej było bólu niż radości, no ale miłość przecież taka jest. Przede wszystkim Fantasy Premier League takie jest.
Dlaczego było tak trudno? Jednym z powodów jesteśmy pewnie my, czyli Spojrzenie z kanapy, jeszcze większy wpływ mieli na to także chłopacy z fantasypl.pl, nie wspominając już o fantasyfootballscout. Wszyscy staraliśmy się jak najlepiej doradzać i tym samym wpływaliśmy na tworzenie i umacnianie szablonu. Coraz więcej jest świadomych graczy, którzy z FPL zostają do końca sezonu i wybierają na podstawie statystyk oraz formy, a nie koloru koszulek czy fajnych nazwisk. Im więcej graczy w ogóle i im więcej ogarniętych graczy, tym trudniej osiągnąć dobry wynik. Dlatego cieszmy się z tego, co mieliśmy teraz, bo prawdopodobnie będzie gorzej, a nie lepiej.
Cierpienia młodego Błajeta
Wiem, że dziwnie to brzmi w ustach kogoś, kto osiągnął swój najlepszy wynik podczas kilkuletniej przygody z FPL, ale było niesamowicie trudno, a ja byłem już pod koniec niezwykle zmęczony. Z jednej strony nigdy nie szło mi tak dobrze, a z drugiej nigdy tak nie bolały te wszystkie blanki po długo przemyślanych transferach. Sami wiecie jak to jest – jak masz palec, to chcesz całą rękę. I tak samo jest z FPL. Jak nie wierzycie, to spytajcie Michała, który otarł się o polski top. Podobnie było ze mną – im byłem wyżej, tym bardziej szablonowo grałem, bojąc się ryzykować i szukać nisz. Bezpieczna wegetacja i nic więcej, która ostatecznie dała mi takie wyniki:
Paradoksalnie był to pierwszy sezon, kiedy nie musiałem gonić. Jezu, jaki to jest komfort grania. Zacząłem naprawdę solidnie, z Lukaku na kapitanie i potem spokojnie budowałem swoją pozycję regularnymi dobrymi wynikami. W zasadzie nie miałem jednorazowych wystrzałów po 30/40 punktów powyżej średniej, tylko opierałem swój sezon na kolejnych dobrych meczach. Prawie jak Adam Małysz i jego legendarne dwa dobre skoki. Roar Ljøkelsøy, na następnych zawodach Cię pokonam!
Szaleńcza pogoń odbija się na OR
Przykłady Piotrka i Bartka (też napiszą swoje podsumowania – mam nadzieję :D) wyraźnie pokazują, jak trudno jest gonić. Różnicy szuka się wtedy w każdy możliwym miejscu, każdym możliwym pickiem, zapominając jednocześnie, jak wiele można stracić kolejnymi głupimi transferami czy kapitańskimi opaskami. Sam też tak miałem w przeszłości, np. regularnie olewając Suareza, gdy ten bił strzelecki rekord kilka sezonów temu, Próbując nie wsiadać bezsensownie w każdy możliwy hype train, łatwo ominąć te prawdziwe hity jak Mahrez i Vardy dwa lata temu, czy Kane trzy lata temu. A czasem trzeba po prostu iść za tłumem i nie myśleć zbyt wiele, bo to prowadzi tylko do gorszych decyzji i coraz większych strat.
Fantasy Premier League to mieszanka szczęścia, wiedzy i doświadczenia, ze zdecydowaną przewagą tego pierwszego aspektu. Mi tym razem naprawdę go nie brakowało, nawet jeśli czasem odnosiłem inne wrażenie. Jeśli chcecie sprawdzić, jak mi szło na przestrzeni sezonu, to macie to podsumowanie tutaj. Nawet ten brak top5k po przemyśleniu wcale nie boli tak bardzo – osiągnąłem tyle, ile byłem w stanie. Kropka.
El Fawelito
Co sezon w Fantasy Premier League i każdej inne lidze pojawiają się piłkarze, którzy szybko błysną, a potem spadają i wypalają się jak meteoryty. Takim legendarnym przykładem może być Richarlison, który na grupie zyskał własną ksywkę Fawelarza. Człowiek z Faweli, pewnie jeden z nielicznych piłkarzy Premier League, do których celowano z broni, swojego ostatniego gola strzelił w 12. kolejce. Oczywiście w żadnym wypadku nie przeszkadzało mi to trzymać go w FC Kasztanach aż do 31. rundy spotkań, kiedy to po raz kolejny zblankował, a chwilę później stracił skład. Moja wiara w tego brazylijskiego syna marnotrawnego zdecydowanie może być przykładem, że cierpliwość nie zawsze jest cnotą. Co kolejkę bałem się go sprzedać, on co kolejkę blankował, a scenariusz się powtarzał. Ostatecznie nie przełamał się już do końca sezonu, nie musicie sprawdzać.
Swoją drogą nie opłaciła się także wiara w Fawelarza juniora, czy Kenedy’ego, ale w tym pociągu chociaż nie siedziałem sam.
Najgorsze chwile sezonu
Trochę ich było, choć nie popełniłem zbyt wiele spektakularnych błędów. Na pewno niepotrzebne było sprzedanie De Gei i granie osamotnionym Elliotem, z Pereirą na ławce. Jednak pewny bramkarz to pewny bramkarz, a nie upośledzony Rob z Newcastle. Równie upośledzony Heurelho Gomes także nie był lekiem na całe zło, jak to śpiewała Krystyna Prońko. Bardzo bolał moment z Aguero i jego karetą – solidnie rozpisywałem temat Kane’a czy Sergito i ostatecznie zostałem z Haroldem, a argentyńska Kuna prawie zaprzepaściła mi sezon. To był w zasadzie jedyny moment, sobotni wieczór, kiedy poważnie zastanawiałem się nad sensem swojej kariery w Fantasy Premier League. Poza tym było dość stabilnie, a zielone strzałki raczej dominowały w tabelach poszczególnych mini lig.
W międzyczasie dowiedziałem się chociażby, że Fantasy Premier League to rzecz, którą warto chwalić się chociażby w CV. Ze swojej perspektywy mogę powiedzieć, że język używany podczas meczów Premier League raczej nie premiowałby mnie do miana jakiegokolwiek redaktora czy content managera. No ale może macie inne odczucia na ten temat.
Momo – dziękuję
Najlepszy w historii FPL. Pierwszy, który osiągnął granicę 300 punktów. Najlepszy strzelec w nowożytnej historii Premier League (20 zespołów). 32 gole liczone za 5, 12 asyst, 15 clean sheetów. Tylko 1 żółta kartka. Zawodnik do Fantasy Premier League IDEALNY. Taki właśnie był Momo. Sam nie wiem, czy częściej się uśmiechał, czy strzelał gole, a przecież obie rzeczy robił prawie non stop.
To był zaszczyt. To była niezwykła przyjemność, dawać Momo opaskę i żałuję jedynie, że robiłem to tak rzadko. Pewnie kończyłbym ten sezon w jeszcze lepszym humorze, gdybym częściej ufał najlepszemu Egipcjaninowi historii. Nie zmienia to faktu, że od 6. kolejki połączyły nas wspólne punkty i wspaniałe sukcesy. Salah zasłużenie zdobył Złotego Buta, a ja ugrałem w prywatnych ligach to, co miałem do ugrania.
Maszyna rotująca Pepa
Manchester City był najlepszą drużyną tego sezonu i kto wie, czy nie najlepszą w historii Premier League. Takie są fakty, a o mistrzostwie The Citizens wiedzieliśmy już jakoś na przełomie listopada i grudnia. Z jednej strony wiedzieliśmy, kto jest poziom ponad resztą, a z drugiej strony piekielnie baliśmy się rotacji Łysonżiego, która dojechała co niektórych szczególnie w końcówce sezonu. Aguero rotowany z Jesusem, Sterling i Sane z Bernardo Silvą. Te wszystkie decyzje bolały i szczególnie utrudniały kapitanowanie graczy City. Dlatego choć City było zdecydowanie najlepszą ekipą sezonu, to poza Sterlingiem, momentami Sane, Aguero czy Otamendim, wszyscy zgodnie omijaliśmy graczy z niebieskiej części Manchesteru. Pocieszę Was – pod tym względem w następnym sezonie będzie pewnie jeszcze gorzej.
Harry – przepraszam
Przez znaczną część sezonu narzekaliśmy na Harry’ego. Nienawidziliśmy go za sierpień, gardziliśmy za te 3 DGWy, które niesamowicie zawalił. Bogu ducha winny Harold dostawał nawet opierdziel za kontuzje. Wściekaliśmy się na niego, że Momo jest lepszy. Że bonusów nie tyle. Nastroje anty-haroldowe rosły z każdą kolejną rundą spotkań, a gdyby Kane mieszkał np. w Warszawie, a nie w Londynie, to prawdopodobnie wspólnie wywieźlibyśmy go na taczkach jak jakąś Jagnę.
Wyliczając mu wszystkie blanki, potknięcia i nieudane mecze, zapominamy przy tym, że mowa o gościu, który strzelił 30 goli w tym sezonie. Człowieku, który pobił swój dotychczasowy strzelecki wynik. Napastniku, który imponował regularnością. Coś mi się wydaje, że jeszcze wszyscy zapłaczemy za Harrym i jego wspaniała aurą. Dlatego ja już profilaktycznie przepraszam go i szykuję się na kolejny pokaz wiary, że tym razem sierpień wcale nie będzie dla Harolda taki straszny.
No chyba, że w pełni zastąpi go Pan Aubameyang, a Kane zostanie w naszej głowie tym popularnym one season Wonder i jedynie przeszłością.
Chipy, sripy
Wciąż uważam, że optymalnie wykorzystałem chipy i taktyka była dobra. To moje picki były złe. Samo połączenie Free Hita, bench boosta czy moment odpalenia triple captain – nie. Pojechałem zbyt szablonowo z tymi wszystkimi Willianami czy Mahrezami i się przejechałem. Free Hit także nie zrobił takiej różnicy, jak się spodziewałem. Bywa.
Dostaliśmy także wyraźny dowód, że nie zawsze jest sens podpalać się na podwójne kolejki. Taki Zaha np. opluwał wszystkich tych, którzy namiętnie składali swój skład tylko z graczy biorących podwójny udział w DGW. Forma > terminarz, nauczmy się tego wreszcie.
Nasza grupa to był hit
Bardzo dziękuję też wszystkim, którzy byli z nami w grupie Nie śpię, bo ustawiam FPL. Zakładana w sumie na styk, tuż przed startem sezonu, okazała się prawdziwym hitem. Wysiadające powiadomienia, własny slang, samodzielne inicjatywy użytkowników. Bez niezdrowych emocji i klubowych przepychanek. Była to grupa, którą po prostu chciało się mieć i w której chciało się dyskutować. Na start sezonu chyba będę musiał wziąć wolne w pracy, żeby zdążyć Wam wszystkim odpisać. Jeszcze raz dzięki za to!
Fajnie byłoby się spotkać w tym składzie i wzorem fantasypl.pl zrobić spotkanie np. na pierwszy mecz sezonu. Wypić piwko, pogadać, ponarzekać i poprzewidywać, co wydarzy się w następnym sezonie. Kto najbardziej opluje, kto będzie nowym Momo, kto dołączy do szablonu, a kto zostanie Fawelarzem grupy. Pierwsza kolejka nie będzie jeszcze tak bolała, więc mogłoby być całkiem przyjemnie. Poznań czeka i jest otwarty na propozycje 😉
Jakie są plany?
Przede wszystkim dzięki za wszystkie miłe słowa i „urazy uznania”. Miło coś robić i być docenianym. Nawet jeśli od czasu do czasu polecę Wam Mahreza, a to Vardy strzela, to nie robię tego w złej wierze. Jasne, chcemy wygrywać, ale każdy dobry wynik osób, które czytają bloga czy obserwują grupę, bardzo cieszy i buduje.
Plany są ambitne jak cholera. Co prawda doba musiałaby mieć co najmniej 36 godzin, żeby udało się zrealizować chociaż połowę z nich, ale na pewno będziemy próbować. Też chcielibyśmy pisać częściej, więcej i mocniej, ale w czasach Netflixów (polecam Tabula Rasa!), Fify, Playstation czy codziennej pracy (#FreePiotrek) nie jest to łatwe. Dlatego z góry przepraszam, gdy w przyszłym sezonie wnioski zamiast w niedzielny wieczór pojawią się np. w środę. We do our best, żeby połączyć pasję z normalnym życiem dwudziesto-kilkuletnich ludzi.
Co na pewno zrobimy? Na pewno zostaną polecane transfery i wnioski. Na pewno zrobimy otwartą ligę dla wszystkich z nagrodami. Na pewno zrobimy płatną ligę, z minimalnym wstępniakiem, co by zabawa była lepsza. Na pewno pobawimy się w Fantasy Mundial. Na pewno zrobimy jakąś fajną zapowiedź sezonu (podobała Wam się taka forma?). Na pewno będziemy kontynuować działania na grupie. Na pewno będziemy próbowali podbić świat i być lepszymi od reszty graczy. Na pewno nam się to nie uda. Ale win FPL or die tryin.
Jeśli jest coś, co koniecznie musimy zrobić, to napiszcie nam o tym na Facebooku lub też i tutaj 😉
Wielka smuta
A teraz? Teraz jest pustka. Będziemy starali zapełnić ją sobie Fantasy Mundialem, jakimiś wakacyjnymi wyjazdami czy grillami nad Wartą, ale czegoś będzie brakowało. Tej pobudki w sobotę rano z myślą „kurde, a może jednak Harry” i klasycznego niedzielnego „co poszło nie tak i dlaczego wszystko”. Tej pogoni za Złotym Graalem, którym jest zwycięstwo w Fantasy Premier League. Czuję się od wczoraj bardziej jak nihilistyczny BoJack niż jak ociekający optymizmem PeanutButter. Ale przecież już w sierpniu wszystko wraca do normy, nie?
Życie składa się z emocji, a Fantasy Premier League dostarcza ich w nadmiarze. I tylko ten to zrozumie, kto w ostatniej kolejce siedzi z odpalonym flashscorem, uparcie odświeżając Twittera i czekają na asystenta przy golu Lanzniego, licząc różnice w tabeli prywatnej ligi. Taki jest hip hop, takie jest fpl, takie wspaniałe jest życie. Punkty, punkty, od liczenia mam odciski.
Do zobaczenia w następnym sezonie. Mamy nadzieję, że spędzimy go wspólnie – tutaj, na blogu, jak i w grupie. Good luck i have fun, jak to mawiają csowcy!