To był moment, który zszokował świat. Zdjęcie Francuza atakującego ciosem kung fu jednego z kibiców Crystal Palace znalazło się na pierwszych stronach nie tylko sportowych mediów. Chuligańskim wybrykiem Eric Cantona mógł przekreślić wszelkie swoje piłkarskie dokonania i jednocześnie dołączył do panteonu futbolowych czarnych charakterów.
25 stycznia 1995 roku odbył się mecz, o którym nikt by już dziś nie pamiętał, gdyby nie wybryk niesfornego piłkarza. Manchester United, zmierzający po kolejny mistrzowski tytuł, przyjeżdżał na stadion Crystal Palace po łatwe trzy punkty. Uwaga była skupiona jednak nie na francuskim geniuszu, ale na Andym Cole’u, którego Czerwone Diabły niespodziewanie wykupiły z Blackburn Rovers za bagatela 7 milionów funtów. Komentujący to spotkanie dla telewizji BBC Jon Champion przyznał, że nie spodziewał się nawet zbyt często wspominać nazwiska Cantony, skupiając się na jego angielskim koledze z ataku.
Cantona vs. Shaw
Od początku gra była agresywna, co przecież do dziś jest typowe dla całej brytyjskiej piłki. Napastnika Czerwonych Diabłów krył twardy, cwany i nieustępliwy Richard Shaw. Nie obyło się więc bez szturchańców i ostrych ataków bez piłki, charakterystycznych dla piłkarza Orłów. Zirytowany Cantona czuł się niewystarczająco chroniony przez sędziego i ironicznie pytał arbitra Alana Wilkiego – gramy bez kartek?
Ferguson, czując pismo nosem, ostrzegał Cantonę, żeby w drugiej połowie nie dał się sprowokować i trzymał nerwy na wodzy. Kolejne trzy punkty były zbyt ważne, aby dać się ponieść emocjom, szczególnie, że mogły dać Czerwonym Diabłom prowadzenie w tabeli. Jednak Francuz nie wytrzymał. Minęły niespełna trzy minuty od rozpoczęcia drugiej połowy, gdy kopnął bez piłki Richarda Shawa i zobaczył czerwoną kartkę. Był to dla niego piąty tego koloru kartonik w ciągu ostatnich trzech sezonów, co także nie polepszało jego sytuacji dla dalszego rozwoju wydarzeń.
Cantona opuścił kołnierzyk na znak, że mecz jest już dla niego skończony. Mimo, że mecz został wznowiony, to uwagę większości kibiców zwracał majestatycznie schodzący do szatni zawodnik Czerwonych Diabłów, odprowadzany przez kitmana zespołu, Normana Daviesa. Jednocześnie była to okazja dla kibiców Crystal Palace, aby poużywać sobie na opuszczającym murawę Francuzie. Prym wiódł w tym Matthew Simmons, który aby zwyzywać napastnika Manchesteru United, zbiegł kilka rzędów niżej.
Kung fu kick
I wtedy stało się to, o czym mówi się do dziś, mimo upływu ponad 20 lat. Lżony Cantona spojrzał na Simmonsa i wściekły ruszył w jego kierunku. Nieświadomy Norman Davies, nomen omen przyjaciel piłkarza, nie zdążył go powstrzymać. Francuz przeskoczył nad bandą i kopnięciem z wyskoku (do dziś na forach dotyczących Cantony trwają spory – jaki to był rodzaj kopnięcia? Popularnie przyjęło się jednak nazywać wydarzenie „Cantona’s kung fu kick”) zaatakował agresywnego kibica. Najszybciej zareagował trzeźwo myślący kitman, który odepchnął gracza Manchesteru United, uniemożliwiając tym samym regularną bójkę, i czym prędzej odprowadził go do szatni wraz z szefem ochrony, Nedem Kellym.
Do dziś nie do końca wiadomo, co krewki kibic Crystal Palace wykrzyczał do schodzącego z boiska gwiazdora. W swojej relacji sprzedanej The Sun Bob Simmons twierdził, że było to coś w stylu – Lecisz Cantona, czeka już na Ciebie prysznic! Trochę inaczej sytuację zapamiętał stojący tuż obok, wówczas ośmioletni Luke Beckley. Jego zdaniem kwestia kopniętego kibica przypominała raczej – spierdalaj, jebany francuski bękarcie. Ku tej wersji skłaniał się sam Cantona, wspominając także stek wyzwisk pod adresem jego matki. Dokładnych słów fana Orłów nigdy nie udało się jednak odtworzyć.
Wszyscy wstrzymali oddech
Wszyscy, którzy widzieli to na własne oczy na stadionie, oniemieli. Wyczyn Francuza był tak wymowny, że ani spikerzy ani kibice nie potrafili go skomentować. Mark Bright, współkomentator w BBC, dał radę wydukać z siebie tylko – O mój Boże! Zszokowani byli także piłkarze – niektórzy natychmiast ruszyli w kierunku zamieszania, a inni, nieświadomi wagi wydarzenia, kontynuowali grę. Wszyscy wiedzieli, że coś się stało, ale nie każdy wiedział co. Przy dzisiejszym przepływie informacji zdjęcie lecącego w kierunku Simmonsa Cantony obiegłoby social media w ciągu pięciu minut, ale wtedy dla większości sytuacja była niejasna.
– Nikt nic nie mówił. Zabójcza cisza, aż powietrze można było ciąć nożem. Upewniłem się, że nikt nie wejdzie do szatni, zanim pojawią się tutaj pozostali gracze i Ferguson – mówił po latach Ned Kelly, były komandos, który pilnował Cantony tuż po wydarzeniu. Po pojawieniu się zawodników niewiele się jednak zmieniło. – Zastanawialiśmy się, jaka kara może spotkać Cantonę i jak sobie z tym poradzimy jak zespół. Francuz siedział w kącie i właściwie nic nie mówił. Chyba dopiero zdawał sobie sprawę z ogromu ambarasu, jaki narobił – powiedział o sytuacji w szatni Gary Pallister.
Feguson, zaaferowany grą, nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji i z konsekwencji, jakie mogą spotkać Francuza. Najpierw wściekły wpadł do pokoju sędziowskiego, wykrzykując w kierunku Wilkiego – To twoja pierdolona wina! Gdybyś dobrze wykonywał swoją robotę, nie doszłoby do tego. W szatni zachowywał się, jakby nic się nie stało. Piłkarze zapoznali się z legendarną suszarką swojego menadżera. Dostało się Schmeichelowi, Ince’owi czy Sharpowi, a nawet strzelcowi bramki. – Kto do cholery powinien kryć Southgate’a? May odpowiedział – Eric. Ferguson zareagował na to ze spokojem – Eric jestem rozczarowany, nie możesz robić takich rzeczy.
Wynik, o którym nikt nie pamięta
Właśnie – choć mecz urósł do miana legendy, to do dziś mało kto pamięta, jakim zakończył się wynikiem. Ostateczny rezultat to 1-1, a w spotkaniu w barwach Crystal Palace grał chociażby Gareth Southgate czy Nigel Martyn. Jedynego gola dla Czerwonych Diabłów strzelił David May, jednocześnie największy przegrany spotkania. To był jego pierwszy gol w barwach Manchesteru United, ale nikt nawet nie zwrócił na to uwagi. – Gdybyście zapytali, kto strzelił gola w meczu, w którym Cantona kopnął kibica, prawdopodobnie nikt nie znałby odpowiedzi – żartuje były defensor United.
Ferguson o tym, co naprawdę stało się na Selhurst Park, dowiedział się dopiero w nocy, kiedy to nagranie z atakiem francuskiego piłkarza pokazał mu jego syn. – Siedziałem o 4 rano i oglądałem video. To było przerażające. Przez te wszystkie lata nie udało mi się uzyskać od Erica żadnego wyjaśnienia. Szkot był przerażony, że straci swojego najlepszego zawodnika i architekta ostatnich sukcesów drużyny. – Moją pierwszą reakcją była chęć rozstania się z Erikiem. Czułem, że dobre imię Manchesteru United ucierpiało i wymagało to mojej reakcji. Klub jest większy od najlepszych piłkarzy.
Auschwitz, a Eric Cantona
Następnego dnia świat obiegła sławna fotografia Steve’a Lindsella, przedstawiająca lecącego w kierunku Simmonsa Cantonę. Menadżer United nie mylił się – wydarzenie mocno odbiło się na reputacji klubu. Dzień po brzemiennym w skutki kung fu kick wartość Czerwonych Diabłów spadła o trzy miliony funtów. Sprawą natychmiast zainteresowała się opinia publiczna w całej Wielkiej Brytanii, ale także i we Francji. Aby podkreślić skalę tego jednego kopnięcia, wystarczy wspomnieć, że Daily Telegraph przygotował dwie okładki – jedną związaną z 50 rocznicą wyzwolenia obozu w Auschwitz, a drugą związaną ze sprawą francuskiego artysty. Powszechnie uważa się, że kung fu kick rozpoczął swego rodzaju tabloidyzację prasy sportowej – do tej pory nieinteresującej się pozaboiskowym życiem poszczególnych piłkarzy.
Wróg publiczny numer jeden
Francuz natychmiast stal się synem marnotrawnym, raz po raz atakowanym w mediach. W pewien sposób legenda Manchesteru United stała się ofiarą Heysel, bo to po tym wydarzeniu zaczęto zwracać baczną uwagę na wszelkie chuligańskie wybryki. Jeden z szefów policji, Terry Collins, otwarcie powiedział, że zachowanie Cantony mogło sprowokować zamieszki. Na ogromne zagrożenie zwracano uwagę także w Daily Telegraph, poruszając znacznie szerszy kontekst wydarzenia – Mówią, że gdyby Cantona kopnął kibica Leeds albo Newcastle United, nie wyjechałby ze stadionu żywy. I właśnie to, a nie prostackie zachowanie znakomitego, ale zbłąkanego piłkarza jest głębokim problemem, z jakim musi zmierzyć się futbol.
Co ciekawe, nie było to ani jedyne, ani najbrutalniejsze tego typu wydarzenie w historii angielskiego futbolu. W latach trzydziestych legendarny snajper „Dixie” Dean pobił widza, który obrażał go w rasistowski sposób. Stojący obok policjant uścisnął mu rękę i powiedział – to było piękne, ale ja tego nie widziałem. W międzyczasie zdarzały się ataki fizyczne na sędziów czy bójki między całymi drużynami. Kozła ofiarnego zrobiono jednak właśnie z Cantony, z jednej strony z powodu jego statusu gwiazdy światowego formatu, a z drugiej był on przecież cudzoziemcem, a do tego Francuzem.
Eksperci w mediach nie zostawili na piłkarzu Czerwonych Diabłów suchej nitki. Była legenda United, Alex Stepney, skomentował to w ten sposób – Jestem wzburzony, że człowiek o jego reputacji zniżył się do takiego poziomu. Nie powinien nigdy już grać w United. Równie mało litości dla Francuza miał Billy Foulkes – Stracił nad sobą panowanie, aż przykro było patrzeć… Ale Eric to Francuz, a oni są inni i inaczej reagują. Głosy takie jak te Jimmy’ego Greavesa, który głośno rozmyślał, czy kilka zapłaconych funtów upoważnia kibiców do regularnego ubliżania piłkarzom, były odosobnione.
Postać tragiczna – Matthew Simmons
Narracja w mediach diametralnie się zmieniła, gdy bliżej przyjrzano się sylwetce poszkodowanego. Matthew Simmons od początku nie wyglądał na świętoszka, w swoich krótko przystrzyżonych włosach i obcisłej czarnej kurtce. Jak się okazało, w 1992 roku został skazany za napad rabunkowy z użyciem przemocy. Najostrzej skomentował to jak zwykle nieprzebierający w słowach Brian Clough – Właściwą karą byłoby, gdyby Cantona odrąbał mu jaja. Wątpliwości nie miał także Ryan Williams, którego tekst został opublikowany na łamach Independent on Sunday – Nie trzeba długo patrzeć na Matthew Simmonsa z Thornton Heat, by zrozumieć, że jedynym błędem Cantony było powstrzymanie się od sprania go na kwaśne jabłko. Zdecydowana większość zaczęła się skłaniać ku bardziej wyważonej opinii Roba Hughesa – Cantona nie jest ani bogiem, ani diabłem, jest człowiekiem błądzącym, obdarzonym wysublimowanym talentem.
Sam Simmons z poszkodowanego, stał się najbardziej przegraną w całej sprawie osobą. Na początku broniony w mediach, przedstawiany jako niewinna ofiara agresywnego Francuza, już niedługo przemienił się w outsidera brytyjskiego społeczeństwa. Został banitą, od którego odwrócili się znajomi i rodzina. Miał problemy ze znalezieniem stałej pracy zarobkowej, nie mógł także chodzić na mecze swojej ukochanej drużyny. Crystal Palace nałożył na niego zakaz stadionowy, który nigdy nie został oficjalnie zdjęty. W wypowiedziach dla mediów 41-letni obecnie Simmons potwierdza, że od czasu afery z Cantoną w roli głównej, nigdy nie był już na meczu Orłów.
He’s been punished for his mistakes
Od francuskiego artysty, mimo zachowania godzącego w wizerunek marki, nie odwróciła się firma Nike. Mało tego, postanowiła wykorzystać sytuację podopiecznego na swoją korzyść, tworząc serię spotów z Francuzem w roli głównej. W dużej mierze dzięki ruchom odzieżowego giganta, popularność piłkarza znacząco wzrosła. Pamiątki z podobizną lub nazwiskiem Cantony przyniosły bagatela 4 miliony funtów zysku – czyli trzy razy więcej, niż Paris Saint Germain zarabiał ówcześnie rocznie na replikach koszulek WSZYSTKICH swoich piłkarzy. – Pojedźcie do Manchesteru i zobaczcie, jak koszulki z nazwiskami znikają ze sklepu. Zrobili z niego męczennika – mówił o renomie napastnika Czerwonych Diabłów Tommy Docherty.
Przed największą zagwozdką stanęli jednak włodarze Manchesteru United wraz z Alexem Fergusonem. Co zrobić z agresywnym Cantoną? Po pierwsze, musieli pomyśleć, czy w ogóle chcą zatrzymać Francuza po tak skandalicznym występku i czy nie wpłynie to zbyt negatywnie na reputację klubu. Dodatkowo musieli rozważyć, jak ukarać Francuza, aby wypadło to wiarygodnie w mediach i udobruchało angielską federację, a jednocześnie nie obrazić wymierzoną karencją swojego najlepszego piłkarza. – Możecie sobie wyobrazić, ile było sugestii, abyśmy rozwiązali kontrakt z winy zawodnika. Jednak klub zdecydował, że powinniśmy stanąć po stronie zawodnika – wspominał trudną sytuację Maurice Watkins, ówczesny dyrektor Czerwonych Diabłów.
Ukarać, ale nie obrazić
Ostatecznie klub postanowił zawiesić Francuza do końca sezonu i ukarać go 20 tysiącami grzywny. Wydawało się, że to wystarczająco surowa kara, aby FA nie wszczynało własnego procesu. – Futbol to coś więcej niż Manchester United, a Manchester United jest większy niż Eric Cantona. Udowodniliśmy tym samym, że reputacja Manchesteru United nie opiera się na trofeach – skomentował karę Martin Edwards, ówczesny prezes Czerwonych Diabłów. Jednocześnie potwierdził, że piłkarz zaakceptował karę – w innym przypadku trafiłby na listę transferową. Decyzje w ankiecie Manchester Evening News poparło aż 82% kibiców.
Co okazało się niezwykle zaskakujące dla włodarzy United, FA dodatkowo zwiększyła karę do 9 miesięcy banicji, przez co Cantona mógł wrócić do gry dopiero we wrześniu. Dodatkowo dostał kolejne 10 tysięcy funtów grzywny. Sytuacja dla Czerwonych Diabłów była o tyle trudna, że początkowo kara obowiązywała tylko na angielskich boiskach (dopiero później UEFA rozszerzyła karę na cały świat). Na usługi Francuza czaiła się Barcelona osierocona przez Romario, czy Inter, gdzie wielkim fanem talentu reprezentanta Trójkolorowych był Massimo Moratti. Tymczasem obrażony gwiazdor zaszył się we Francji i wcale nie miał zamiaru wracać na Old Trafford.
Arcydzieło Fergusona
Sytuacje postanowił ratować niezawodny Ferguson, który miał przecież ze swoim podopiecznym świetne relacje. Roy Keane docenił kunszt menadżera – Nie sądzę, by jakikolwiek inny trener miał tyle umiejętności, energii i siły, co Alex Ferguson, by poprowadzić sprawę Cantony. Szkot zdecydował się polecieć do Paryża i tam spotkać się z zawieszonym i obrażonym na Anglię piłkarzem. – Eric był zachwycony, że mnie widzi i że może usłyszeć, co mam do przekazania. Wydaje mi się, że chciał, żebym objął go ramieniem i zapewnił, że wszystko będzie dobrze – legendarny szkoleniowiec przekonał Francuza, że ma pełne poparcie klubu i będzie czekał na jego powrót. Po latach skwitował swoje zachowanie słowami – Godziny spędzone w towarzystwie Erica są jedną z najlepszych rzeczy, jakie zrobiłem w tym swoim głupim życiu. Ostatecznie samo sprowadzenie Cantony, ale także prowadzenie całej sprawy w mediach, uznawane jest za największy majstersztyk w bogatej karierze trenerskiej brytyjskiego szlachcica.
Na naburmuszonego Francuza czekał jeszcze proces przed sądem w sprawie o napaść. Surowość wyroku ogłoszonego 23 marca 1995 roku zdumiała jednak nawet największych przeciwników piłkarza – Eric Cantona miał spędzić w więzieniu dwa tygodnie. Na szczęście dla niego, po natychmiastowej apelacji karę zmieniono na 120 godzin prac publicznych. W rezultacie piłkarz trenował z dziećmi, co jak sam powiedział nie było karą, ale wręcz prezentem. Po pewnym czasie pozwolono Francuzowi trenować z zespołem, dzięki czemu jego powrót na Old Trafford stawał się coraz bardziej prawdopodobny.
Mówca Cantona
Po ogłoszeniu wyroku miała miejsce najbardziej znana konferencja w wykonaniu Erica Cantony. Jak podliczyli brytyjscy dziennikarze, przemówienie trwało dokładnie 14 sekund i złożone było z 20 słów. Dokładny zapis przedstawia się tak – kiedy mewy, (łyk wody) lecą za kutrem (opiera się, uśmiech, zawiesza głos), robią to tylko dlatego, że myślą (kolejna pauza) iż sardynki (pauza) będą rzucane (zawahanie) do morza (uśmiech i skinienie głową). Dziękuję państwu bardzo. Podczas gry w United nigdy więcej nie rozmawiał z dziennikarzami, chyba że został oddelegowany przez klub do nakręcenia obowiązkowego klubowego wideo czy do wypowiedzi dla oficjalnego magazynu.
Największa kara spotkała Cantonę jednak nie ze strony sądu, ale Francuskiego Związku Piłkarskiego. Policzek wymierzył mu prezes organizacji. – Eric Cantona wczoraj był kapitanem reprezentacji, ale czy będzie nim jutro, tego nie wiem. Jestem zszokowany jego zachowaniem, które jest zaprzeczeniem piłkarskiej etyki. Powaga sytuacji zmusza mnie do zastanowienia się nad tym, czy tak powinien zachowywać się kapitan naszych narodowych barw – ostatecznie napastnik nie wystąpił już więcej w narodowych barwach, mimo że położył niepodważalne podwaliny pod sukcesy Trójkolorowych w 1998 i 2000 roku. Francuz zawsze dawał z siebie wszystko w reprezentacyjnym trykocie, nawet jeśli narażał się tym na gniew Fergusona.
W międzyczasie napastnik United zdążył jeszcze złamać żebro reportera ITN. Pechowiec, czyli Terry Lloyd, znalazł Cantonę na karaibskiej plaży. Natychmiast kazał swojemu operatorowi nagrywać żonę piłkarza, opalającą się topless, co nie spotkało się z aprobatą Francuza. Tym razem jednak prasa solidarnie stanęła po jego stronie, domagając się uszanowania prywatności gwiazdora brytyjskiej piłki.
Powrót Króla – Eric Cantona
Przez cały czas swojej banicji francuski artysta futbolu otrzymywał wsparcie z trybun. Kibice Manchesteru United na każdym meczu wyśpiewywali pieśni wychwalające najlepszego zawodnika zespołu. Choć dyskwalifikacja Cantony kosztowała Czerwone Diabły mistrzostwo, to Ferguson niecierpliwie wyczekiwał na jego powrót. – Mam zamiar dalej z nim i nad nim pracować. Z radością patrzę na niego, gdy trenuje. Wciąż jestem pewny, że w Manchester United będzie ogrywał ważną rolę. Uspokojony przez Szkota gwiazdor, wyzbył się myśli o opuszczeniu Old Trafford i skrupulatnie przygotowywał się do ponownego wyjścia na murawę – Moralnie byłoby niemożliwe moje odejście z Manchesteru United po tym, co wszyscy ludzie dla mnie w tym klubie zrobili.
Ostatecznie powrót Króla Erica przypadł na mecz z Liverpoolem. Choć wszyscy obawiali się agresywnego zachowania piłkarza, to zachował on zimną głowę. Mało tego, spisał się znakomicie. Wrócił na boisko 1 października 1995 roku o godzinie 15:58, po dokładnie 248 dniach, 18 godzinach i 22 minutach od ostatniego występu o punkty. Miał udział przy obu golach w zremisowanym 2-2 spotkaniu z odwiecznym rywalem. Najpierw asystował przy golu Nicky’ego Butta, a później sam wymierzył sprawiedliwość wykorzystując rzut karny. Od Manchester Evening News dostał notę „9”.
Do końca sezonu strzelił jeszcze 13 bramek, z czego pięć razy był to jedyny gol w spotkaniach wygranych 1-0. Czerwone Diabły odrobiły 12 punktów straty do Newcastle i odzyskały mistrzowski tytuł, a do czempionatu dorzuciły Puchar Anglii. W finale FA Cup Manchester United w pokonanym polu zostawił ekipę The Reds. – Eric Cantona nie miał zamiaru wracać do angielskiej piłki, uważał, że został potraktowany niesprawiedliwie. Ale Menadżer potrafił być bardzo przekonujący. Wrócił jako ten sam piłkarz, ten sam geniusz – powiedział o koledze z zespołu Pallister.
Cantona wrócił do futbolu jako król, magik i artysta, ale do dziś nie udało się znaleźć odpowiedzi na pytanie – dlaczego zaatakował akurat Simmonsa? Przecież z nienawiścią kibiców przeciwnych drużyn mierzył się od lat. – Eric był zawsze wrogiem numer jeden dla kibiców w całym kraju – przyznaje Pallister. To tylko potwierdzało krótką anegdotkę z biografii Ibrahimovicia, przedstawiającą jego rozmowę z pewnym dzieckiem.
– Jesteś dobry?
– Może to nie ja powinienem na to odpowiadać.
– A kibice drużyny przeciwnej zazwyczaj na Ciebie gwiżdżą?
– Jak na potępionych.
– Okej. A więc musisz być dobry.
Why Eric Cantona, why?
Francuz zareagował w ten sposób jednak jeden jedyny raz – W innych przypadkach tak nie reagowałem. Dlaczego? Nigdy nie znajdę na to odpowiedzi. Jak się później okazało, ojciec Erica, Albert, leżał w tym czasie w szpitalu chory na tajemniczy wirus, który wprowadził niepokój do całej rodziny. Być może to miało wpływ na agresję Cantony? Po ataku na Simmonsa był nawet badany pod kątem hipoglikemii, jakoby to niedobór cukru mógł wywołać atak. Po czasie można jednak stwierdzić, że na pewno nie żałował swojego chuligańskiego wybryku. w wywiadzie z Andym Mittenem 13 lat po feralnym kopnięciu rodem z kung fu, zapytany o najwspanialszy moment w historii piłki nożnej, powiedział – Osobiście uważam, że był to moment, kiedy kopnąłem chuligana.
Całą sytuację związaną z nietuzinkowym Cantoną, jego agresywnym zachowaniem i wzrostem popularności, najlepiej skomentował chyba Richard Kurt z The Red Issue – Futbol potrzebuje Cantonów tak samo jak Linekerów. Establishment tego nie przyzna, ale to przemysł rozrywki, który żyje kontrowersją i złymi uczynkami, tak samo jak piękną grą i spokojnym życiem. Wartości rodzinne zachowajcie dla tenisa. Francuz potrafił być brutalnym bad boyem, ale jednocześnie magikiem futbolu, który jeśli tylko chciał, wznosił się na poziom nieosiągalny dla innych piłkarzy Premier League.
Ostatecznie kung fu kick nie tylko nie zaszkodził reputacji Cantony, ale tylko wzmocnił jego kult legendy Manchesteru United i króla Old Trafford. Był gwiazdą już po tym, gdy doprowadził Czerwone Diabły do mistrzostwa Anglii po 26 latach mozolnego wyczekiwania, ale dopiero to wydarzenie ustabilizowało jego pozycję na szczycie. Dlatego też wielu to sławetne kopnięcie uważa za najważniejszy moment w historii Premier League. Koszulka, którą Francuz miał tego dnia na sobie, została przekazana do klubowego muzeum 20-krotnych mistrzów Anglii.
obserwuj autora na twitterze: filipmfn
[…] przeczytaj o legendzie Manchesteru United, Ericu Cantonie […]
[…] przeczytaj o legendzie Manchesteru United, Ericu Cantonie […]
Comments are closed.