Manchester City rozpędzony jak japońskie pociągi, Batman w cieniu Robina i Everton przypominający drużynę Kasztanów. Krajobraz po GW8.
City najbardziej rozpędzoną drużyną w Europie
Myślę, że niebieskiej ekipie z Manchesteru śmiało można obecnie taki tytuł przyznać. Czy zdobędą mistrzostwo? Za szybko na ferowanie takich wyroków, wszak pamiętamy wszyscy ubiegłoroczną katastrofę The Citizens w końcówce sezonu. Na razie nic nie zapowiada jednak, aby City się zbyt szybko wykoleiło. To, co zespół Guardioli zrobił Stoke, nie powinno być pokazane w TV przed 22. Na ten moment posiadanie co najmniej dwóch grajków City w składzie FPL wydaje się koniecznością. De Bruyne jest najlepszym piłkarzem tej ligi, Silva nawiązuje do swoich najlepszych momentów, Sane się rozwinął, Sterling w życiowej formie, Jesus i Aguero wyśmiewają kolejne defensywy. Must have.
Szykuje się wyciszenie ofensywy Manchesteru United
Mourinho przyjechał na Anfield po remis i go osiągnął. Moje gratulacje. Niestety, jeśli Portugalczyk zamierza w taki sposób ustawiać swoją drużynę na każdy mecz z topem, to obecność Mikiego czy Lukaku (mniej kontaktów z piłką niż De Gea czy Mignolet) w #FPL jest niczym nieuzasadniona. Szczególnie, że tuż za rogiem mecze z Tottenhamem i Chelsea, a Armeńczyk dostaje coraz mniej minut. Wyciszanie ofensywy Czerwonych Diabłów po meczu z Huddersfield czas zacząć.
Salah i Coutinho wymagają cierpliwości
Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku Liverpoolu. Choć The Reds wygrali tylko 1 z 8 ostatnich spotkań, to w tym wypadku nie ma co panikować. Okej, z Tottenhamem może jeszcze szału nie będzie, ale później dla Cou czy Egipskiej Pantery prawdziwa autostrada do punktów. HUD, whu, SOU – brzmi jak mocne bicie ze strony kloppowej ekipy i marsz w górę tabeli.
Cierpliwość warto zachować przede wszystkim wobec Salaha – prawdopodobnie dalej będzie piekielnie chaotyczny, ale jeśli rzeczywiście zacznie strzelać karne, to jego wartość automatycznie wzrasta o 25%. Wystarczy wspomnieć, że w ubiegłym sezonie Liverpool miał w Premier League aż 8 „jedenastek”.
Nigdy więcej Batshuayi’a
Batman miał przyjść na pomoc Chelsea i naszemu #FPL podczas nieobecności Moraty, ale był raczej betonowym kołem ratunkowym. 0 strzałów, tylko 19 kontaktów z piłką i to większość w środkowej strefie boiska. A idź pan w cholerę z takim Batmanem, wolę Robina.
Na drugim biegunie Marcos Alonso – choć na razie punktowo nie uzasadnia swojej horrendalnej ceny, to lada moment powinien zacząć się spłacać. Z Crystal Palace trzy strzały i zainteresowanie w zasadzie tylko ofensywą. Patrząc na to, że The Blues do GW26 tylko trzy razy zmierzą się z topowymi drużynami, a Hiszpan nie ma alternatywy – będzie dobrze. Warto też bacznie obserwować sytuację Moraty, który kosztuje już tylko 10,2, a z Watfordem może wrócić do wyjściowej jedenastki Conte.
Everton czyli kasztanienia ciąg dalszy
Całe nasze trio myślało, że po trudnych pierwszych spotkaniach, Everton lada moment odbije się od dna. Nic z tego, The Toffees dalej tkwią w czeluściach tabeli i nic nie zapowiada, by sytuacja miała szybko się poprawić. 1 strzelony gol w meczach z Burnley i Brighton? Lukakeł łapie się za głowę. Jeśli miałbym na dziś polecić kogokolwiek z Evertonu, to byłby to chyba tylko ktoś z duetu Martina/Holgate – któryś z nich grać musi, a przecież ekipa Koemana nie jest aż tak słaba, by ciągle tracić gole. Chyba.
Wenger Guardiolą tego sezonu
Wenger oszukuje menadżerów FPL, a przede wszystkim kibiców Arsenalu. Jeśli Lacazette, pewnie top10 napastników świata, znowu dostaje marne 60 minut, a Ramsey i Alexis „odpoczywają”, to nie ma co się dziwić, że gra Kanonierów woła o pomstę do nieba. Wszystkie ofensywne opcje londyńczyków pod kątem fantasy wyglądają obecnie jak fraud. Najlepiej wzrok skierować przede wszystkim w kierunku Bellerina, nie zapominając też o Kolasinacu, który najgroźniejszy jest przy stałych fragmentach gry. Laca, Oezil, Sanchez. Trzy razy nie, pozdrawiam, a fani The Gunners dalej czekają na Tuchela.
Soton czyli nic fajnego
Obecnie jedynym fajnym piłkarzem Soton, którego chce się oglądać, jest Mario Lemina. Gabończyk gra naprawdę genialnie i raczej kwestią czasu jest, aż wyciągnie go ktoś z top6. Niestety dla menadżerów #FPL to żadne pocieszenie, bo posiadanie defensywnego pomocnika w składzie ma tyle sensu, co filmy Patryka Vegi. Zawodzi nawet obrona Świętych, która przez ostatnie sezony była stałym elementem każdego fana Fantasy. Gabbiadini? Nie ufajcie mu, ten dublet to imo jednorazowy wystrzał.