Czy hiszpański strateg i właściciel na bombie przywrócą blask Newcastle?

3
Czy hiszpański strateg i właściciel na bombie przywrócą blask Newcastle?

Jeśli spytać o to, jakiego klubu i jakiej postaci brakowało przeciętnemu kibicowi Premier League – zarówno Newcastle, jak i Rafael Benitez z pewnością byliby w czołówce. Połączenie tych dwóch uznanych firm nie pasowało do Championship i na szczęście dla fanów „Srok”, przygoda z zapleczem elity nie trwała długo. Choć początki współpracy były trudne, to misja została zakończona powodzeniem – największą liczbą bramek strzelonych, najmniejszą liczbą straconych i co najważniejsze – pierwszym miejscem w ligowej tabeli.

Fani angielskiej piłki łapali się za głowy, widząc jak ogromne pieniądze wydaje zdegradowane Newcastle latem 2016 roku. Faktem jest, że na transfery przeznaczono blisko 55 milionów funtów, jednak warto zauważyć, że dla „Srok” był to też czas pożegnań. Drugoligowego widma za wszelką cenę chcieli uniknąć: najlepszy strzelec zespołu w nieszczęsnym sezonie Georginio Wijnaldum (Liverpool),  najjaśniejsza gwiazda klubu z St James’s Park Moussa Sissoko (Tottenham), a także tacy gracze jak Andros Townsend (Crystal Palace), Daryl Janmaat (Watford), czy też Remy Cabella (Marseille). Na pocieszenie dla kibiców „The Magpies” może działać fakt, iż właściwie tylko Wijnaldum w kolejnym roku miał naprawdę niezły sezon i to na innej niż dotychczas pozycji. Za odejście wspomnianych graczy, Benitez i spółka zainkasowali ponad 90 grubych baniek.

O ile trudno szukać gwiazd wśród transferów przychodzących (Ritchie? Gayle?), bowiem trudno zatrudnić gwiazdy po degradacji, tak prawdopodobnie najlepszym wzmocnieniem przed arcyważną kampanią było zatrzymanie Rafy Beniteza. Mike Ashley, właściciel Newcastle zatrudnił utytułowanego przecież Hiszpana w roli strażaka, który przejął zespół na początku marca po fatalnej serii zespołu pod wodzą Steve’a McLarena.

 

Co ciekawe, Benitez nie przejmował drużyny już pogodzonej ze spadkiem. Kluczowe okazały się pierwsze cztery spotkania pod jego wodzą. Porażki z Leicester, Norwich i Southampton oraz remis w domowym meczu z odwiecznym rywalem – Sunderlandem pogrążyły „Sroki” i nawet niezła końcówka sezonu – 9 pkt w 5 ostatnich meczach nie uratowały drużyny przed degradacją.

Zresztą jeśli spojrzeć na dotychczasowe starty Beniteza w nowych klubach, łatwo dostrzec trudne początki. Cztery pierwsze mecze w mistrzowskim sezonie w Valencii? 8 punktów. Kolejne „nowe otwarcia” to: średnio 1 punkt na mecz w sezonie 04/05 w Liverpoolu, 1,75 w Interze w 2010 roku, czy też 1,25 w pierwszych czterech starciach w Chelsea po zwolnieniu Roberto Di Matteo. Hiszpan od serii zwycięstw zaczynał tylko w Napoli i Realu Madryt, a jakby na potwierdzenie powolnego rozkręcania zespołu „Sroki” zaczęły kampanię 16/17 w Championship od porażek z Fulham i Huddersfield. Poniżej tabela uwzględniająca pierwsze 46 meczów najlepszych szkoleniowców w historii klubu.

„Nie mogłem zostawić Newcastle w sytuacji, w której dostałem tyle wsparcia od fanów” – mówił Rafa tuż po zwycięstwie w ostatniej ligowej kolejce. Słodko-gorzki tryumf nad Tottenhamem (5:1) był pożegnaniem z elitą i pierwszym meczem po tym, jak „Sroki” wygrały już walkę o spadek.

„Spadamy z ligi, ale mamy przed sobą świetlaną przyszłość. Chcę wywalczyć awans, a później sięgać z tą drużyną po puchary” – trudno było odmówić Benitezowi optymizmu nawet w tak beznadziejnej sytuacji.

Ashley zachował się właśnie tak, jakby zdawał sobie sprawę, że Hiszpan nabiera dopiero rozpędu. Odkąd przejął stery w Newcastle w 2007 roku, drużynę prowadziło 9 trenerów, ale warto zauważyć, że w latach 2010-15 niezmiennie szatnią dowodził Alan Pardew. Popularny „Rafa” został tym dziesiątym i jeśli chodzi o roczną banicję na zapleczu, jego pozostawienie na stanowisku okazało się strzałem w środek tarczy.

Aby zrozumieć, jakim gościem jest Ashley, właściciel i założyciel firmy Sports Direct, którego majątek wyceniany jest na ponad dwa miliardy funtów, należy przypomnieć, z jakimi sprawami miał on ostatnio najwięcej problemów. W sądzie wciąż toczy się batalia o niewypłacenie przez Ashleya 15 milionów funtów na rzecz Jeffa Blue. W 2013 roku, w londyńskim pubie przy Great Portland, właściciel Newcastle obiecał swojemu pracownikowi [Blue], że jeśli ten przekona nieprzychylnych sobie urzędników, co spowoduje wzrost akcji Sport Direct, wypłaci mu sowitą premię. Blue wykonał zadanie, jednak pieniędzy nie otrzymał – Ashley bronił się w sądzie tym, że podczas negocjacji był po prostu pijany.

Podobną akcją popisał się całkiem niedawno. „The Guardian” donosił, że znudzony biznesowymi rozmowami wyzwał pracującego dla niego polskiego analityka na konkurs w piciu piwa. Nasz rodak, konkretnie Paweł Pawłowski, opuścił bar jako przegrany, przepraszając, że po dwunastym kuflu nie jest w stanie sięgnąć po pechowy trzynasty. Ashley tryumfował, jednak świadkowie tamtych wydarzeń twierdzą, że chwilę później zwymiotował do kominka.

„I like to get drunk, I’m a power drinker” – tak podsumował rozprawę sądową szef klubu z nad rzeki Tyne. Tłumaczenie wydaje się niepotrzebne.

 

Wracając do futbolu – jeśli szukać mocnych stron „Srok” poza heroicznym właścicielem, które rzeczywiście mogą przełożyć się na sukces w Premier League, już na pierwszy rzut oka rzucają się stałe fragmenty gry. Aż 24 z 85 goli w sezonie (28%!) padło właśnie po tego typu rozegraniach. Dwaj środkowi obrońcy – Ciaran Clark i Jamaal Lascelles zdobyli po 3 bramki głową, co jeszcze nie czyni z nich napadziorów klasy Kamila Glika, ale warto zwrócić uwagę na ich skuteczność pod bramką rywala.

Co ciekawe, w Newcastle panuje bardzo duża dysproporcja klas między prawą a lewą flanką. Tę pierwszą tworzyli najczęściej DeAndre Yedlin i Matt Ritchie. Pierwszy zanotował co prawda zaledwie 21 spotkań, ale to wystarczyło do zdobycia jednej bramki i aż 5 asyst. Na jego plus działa fakt, iż to on, a nie Vurnon Anita, grał w kluczowych meczach sezonu.

Historia Yedlina jest o tyle interesująca, że do Newcastle przyszedł co prawda z Tottenhamu, ale z uwagi na to, że w ekipie Maurcio Pochettino nie było dla niego miejsca, został wypożyczony wcześniej do Sunderlandu, w którym to w sezonie 15/16 rozegrał 23 mecze.

„Wiedziałem o rywalizacji obu zespołów i wiem, że fanom trudno było mnie na początku zaakceptować. Cieszę się jednak, że dostałem od nich wsparcie i zostałem przyjęty z otwartymi ramionami” – mówił Yedlin już po awansie „Srok” do Premier League.

Natomiast Ritchie, który przyszedł z Bournemouth za 12 milionów funtów, może uchodzić za jedną z kluczowych postaci w awansie. 12 bramek i 7 asyst, to bilans, który pozwala na rozważenie tego zawodnika jeśli chodzi o rozgrywkę w Fantasy Premier League. Kolejne argumenty? Ritchie jest stałym wykonawcą rzutów karnych (4/4 w zeszłym sezonie) oraz rzutów wolnych i rożnych. Gorzej jest zdecydowanie z lewą stroną – Paul Dummett ani razu nie wpisał się do protokołu po stronie zysków, natomiast Yoan Gouffran (5 goli, 3 asysty) odszedł już z St. James’s Park do tureckiego Goztepe.

Trudno uznać też, że Benitez przed nadchodzącym sezonem ma spokój z obsadzeniem pozycji bramkarza. W ubiegłej kampanii między słupkami stali Karl Darlow, Matz Sels i Rob Elliot. W klubie nie ma już tego drugiego, a „Sroki” łączone są z Pepe Reiną, który w przeszłości współpracował już z hiszpańskim szkoleniowcem. Z wypożyczenia do AZ Alkmaar wrócił Tim Krul, ale Benitez prawdopodobnie nie wpuściłby Holendra na boisko nawet podczas konkursu rzutów karnych.

Linia pomocy to wspomniany błysk Matta Ritchiego, ale bardzo ważnymi postaciami są także Jonjo Shelvey (wybrany do „jedenastki” sezonu), Isaac Hayden lub Jack Colback – wyszydzany zwłaszcza rok temu, kiedy to kosztem Newcastle utrzymał się Sunderland, z którego wcześniej odszedł przecież w „poszukiwaniu sukcesów”.

Jeśli chodzi o siłę ognia, tylko w teorii można powiedzieć o kompletnym zestawieniu. Dwight Gayle zdobył w Championship 23 gole, co było drugim wynikiem w sezonie (liderem był Chris Wood z 27 bramkami), jednak warto pamiętać, że w barwach Crystal Palace na najwyższym poziomie w Anglii błyszczał właściwie tylko wtedy, kiedy „Orły” mierzyły się z Liverpoolem.

 

Poza wspomnianymi Gaylem i Ritchiem, na podium klasyfikacji kanadyjskiej zmieścił się jeszcze Ayoze Perez (9 goli, 6 asyst), jednak Hiszpan też nie wydaję się kimś, kto zanotuje dwucyfrową liczbę goli lub asyst ligę wyżej – zwłaszcza, że do tej pory w Premier League zdobył 13 goli w 70 meczach i dołożył do tego dwa ostatnie podania. Newcastle nieprzerwanie łączone jest więc z transferem napastnika. Coraz to nowsze plotki wskazują na to, że na St. James’s Park zagości niedługo Loic Remy, który zeszły sezon zakończył na zaledwie ośmiu występach w mistrzowskiej Chelsea.

Ostatnie dni były jednak dla fanów „Srok” dużo lepsze. Wczoraj zakończyła się saga z transferem Jacoba Murphy’ego z Norwich. Młody i niezwykle utalentowany Anglik błyszczał na stadionach Championship w ubiegłym sezonie, a Newcastle dzielnie walczyło z Crystal Palace o jego podpis. 8 goli i 8 asyst w barwach „Kanarków” napawa optymizmem na przyszłość, a na St. James’s Park mają wkrótce zapomnieć o wspomnianym Gouffranie. Tym, którzy nie śledzili na bieżąco zaplecza Premier League, Murphy może kojarzyć się z rozbiciem polskiej reprezentacji U21 na niedawnym Euro. Nowy skrzydłowy „Srok” ustrzelił gola na 2:0, pozbawiając nas jakichkolwiek szans na awans do półfinału.

Ponadto, blisko drużyny prowadzonej przez Hiszpana jest jego rodak – Javi Manquillo. Oznacza to mniej więcej tyle, że DeAndre Yedlin będzie mógł wykazać się swoim doświadczeniem i z szerokimi ramionami powitać swojego, co by nie było – rywala do składu. Manquillo ostatni sezon spędził przecież w Sunderlandzie, rozgrywając tam 20 spotkań. Były gracz Atletico Madryt i Liverpoolu zapowiadał się jeszcze niedawno na klasowego zawodnika w swoim fachu, dziś niekoniecznie może jednak uchodzić za wielkie wzmocnienie.

„Mam duże wsparcie w postaci pana Ashley’a. Jest on świadomy, że potrzebujemy wzmocnień, które mi obiecał” – broni swojego szefa Benitez, mając pewnie nadzieję, że właściciel klubu podczas swoich zapewnień nie był na przysłowiowej „bombie”.

Jeśli chodzi o terminarz i pierwsze po banicji starcia Newcastle w Premier League, Benitez i spółka nie mogą narzekać. Legenda głosi, że najlepiej grać z Tottenhamem w sierpniu, gdyż to jedyny miesiąc, w którym goli w lidze nie zdobywał jeszcze Harry Kane. To właśnie wizyta „Kogutów” rozpocznie sezon 17/18, a później „Sroki” pojadą do starych znajomych z Huddersfield, by jeszcze przed reprezentacyjną przerwą przyjąć u siebie West Ham.

Kto czeka w dalszej perspektywie? Swansea, Stoke i Brighton, a dopiero w siódmej kolejce Newcastle zagra z Liverpoolem, w ósmej podejmując przyszłych graczy „The Reds”, tych jeszcze grających dla Southampton.

Reasumując, podopieczni hiszpańskiego szkoleniowca na papierze wyglądają zdecydowanie najlepiej spośród trzech beniaminków tego sezonu. Trudno jednak przewidzieć, czy sielanka może tam trwać dłużej niż kilka miesięcy – wybuchowy właściciel i niekompletny na razie skład nie wróżą dobrze nawet wtedy, kiedy na ławce ma się niezwykle doświadczonego szkoleniowca. Jedno jest pewne – Newcastle było brakującym punktem na mapie Premier League i przynajmniej przez najbliższe 10 miesięcy St. James’s Park znów będzie gościć najlepszych piłkarzy grających na Wyspach.

Poczytaj o innych beniaminkach:

Bandzie z survivalu Davida Wagnera – Huddersfield Town.

Ekipie prowadzonej przez nałogowego hazardzistę Tony’ego Blooma – Brighton & Hove Albion.

Ewentualnie zwiększ moją szaloną liczbę obserwujących i napisz dlaczego wszystkie trzy drużyny spadną z hukiem z ligi.

  1. […] Rafa Benitez jest wściekły na Mike’a Ashley’a za brak transferów, więc&nbs…. A że Newcastle ma przed sobą przyjemny terminarz, to pora skupić się na podstawowych graczach tej drużyny. Matt Ritchie jest w posiadaniu zaledwie 2,5% graczy, a przypomnijmy, że jest stałym wykonawcą rzutów rożnych i wolnych. Terminarz: swa – STK – bha i LIV to dobra okazja na awans w tabeli. Na barkach Ritchie’go duża odpowiedzialność. […]

  2. […] Michael Owen, Alan Shearer i Albert Luque. Te archaiczne nazwiska to lista najdroższych zakupów Newcastle w historii. Pierwszy i trzeci miały miejsce w 2005 roku. Prehistoria. O skąpym właścicielu „Srok”, który kiedyś założył się o wypicie 15 piw z polskim analitykiem, więcej przeczytacie tutaj. […]

Comments are closed.